sobota, 24 sierpnia 2013

Od Raven CD Royal'a

Royal miał coś w sobie, co akurat mi się podobało. 
Był kulturalny, uprzejmy. Był prawdziwym dżentelmenem. 
Kiedy włożył mi kwiat lawendy za ucho zarumieniłam się. 
Ten basior zrobił na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie, jednak dalej traktowałam go z rezerwą. 
Nigdy przecież nie można oceniać innych po pozorach. 
A co jeżeli akurat ten czarujący basior mógłby okazać się kimś innym, niż tym za kogo się podaje? Postanowiłam, że postaram się dowiedzieć o nim czegoś więcej.
- No więc... skąd pochodzisz? - zaczęłam rozmowę. 
Royal popatrzył na mnie tak, jakby nie chciał odpowiadać na to pytanie. Jednak po chwili ciszy odpowiedział na moje pytanie.
- Eh. Pochodzę z watahy, gdzie tamtejszy Alpha bardzo skrzywdził moja matkę. 
Po chwili namysłu wiedziałam, o co mu chodzi.
- Nie przejmuj się... Ja także nie miałam zbyt lekkiego życia. Od zawsze nie chciana, w końcu porzucona. Jednak to nie koniec świata Royal. Dlatego właśnie założyłam watahę. Bo świat nie kończy się na samych przykrościach. Jest także lepsze życie. - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
Basior spojrzał na mnie ze zdziwieniem. 
- Nigdy nie usłyszałem tak mądrych słów. 
- Nie martw się. U nas znajdziesz swoje miejsce. - powiedziałam i przytuliłam go. W końcu każdy potrzebuje odrobiny czułości.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez parę godzin. Dużo się o nim dowiedziałam. 
Pod wieczór, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi weszliśmy na łąkę.
- Słyszysz to Royal? To ptaki śpiewają na do widzenia słońcu. Często tutaj przychodzę, aby tak po prostu ich posłuchać. - powiedziałam i znowu się uśmiechnęłam.

<Royal?>

Sojusz!

Kochani członkowie Wolves Paradise!
Zawieramy sojusz z....
Mamy nadzieję, że ten sojusz przetrwa i nie przerodzi się w niechęć.
(jest to nowa wataha, zachęcam do dołączenia)

czwartek, 22 sierpnia 2013

Od Toboe'go CD Lary

Wielki basior wskoczył na mnie. Nie wiedziałem co robić. 
Zapewne był to Alpha. 
Z jednej strony stała piękna, ale i lekko zdezorientowana wilczyca, natomiast na mnie stał potężny i poirytowany basior.
- Złaź ze mnie! - krzyknąłem i szybko przewróciłem basiora.
Teraz to ja nad nim górowałem.
- Czego chcesz ode mnie? - uniosłem się - Nie można tak po prostu porozmawiać z innym wilkiem?!
- Nie należysz do naszej watahy! Więc nie masz prawa tutaj przebywać. - powiedział donośnym głosem i zrzucił mnie.
- Może chcesz się bić?! No dawaj.
- Przestańcie. - krzyknęła brązowa wadera i wskoczyła między nas. - Rive. Jesteś Alphą i chcesz się bić z byle basiorem, który możliwie przypadkiem wszedł na nasze terytorium?
Rive. Bo tak nazywał się wilk, z którym o mało się nie pobiłem stanął speszony.
- No to kim jesteś? - stanęła Alpha, która nie doprowadziła do bójki.
Jednak ja nie chciałem jej odpowiadać. Próbowałem cofnąć się w czasie i uśmiercić basiora, który się na mnie rzucił. Jednak wadera przejrzała moje myśli i nie pozwoliła mi na to. 
- Hola, hola! Myślisz, że ja nie umiem cofać się w czasie? - powiedziała prawie śmiejąc się. 
- Myślałem, że tylko ja mam taką zdolność. Widocznie myliłem się. 
Spojrzałem na waderę, która stała obok. 
- Słuchaj. Skoro my się już znamy. - powiedziałem do Alphy. - To może przedstawisz mnie swojej koleżance?
Wadera wybuchła śmiechem. Myślałem, że nie bierze tego na poważnie, jednak ja byłem bardzo poważny.
- To Lara. - powiedziała mi szeptem do ucha.
Wadera, która stała obok chciała usłyszeć o czym rozmawiamy, jednak nie udało jej się to. Wydawała się trochę zazdrosna. Podszedłem do niej. 
- Cześć znowu. Ci Twoi koledzy trochę mnie poturbowali. No ale cóż... raz się żyje. Laro. Może pokażesz mi tereny waszej watahy. - powiedziałem "majtając" brwiami.
- No skoro tak chcesz. 
Raven odeszła cały czas się śmiejąc.

<Laro?>

Ogłoszenie!

Proszę państwa. Rive'a i Larę ogłaszam AUTORAMI bloga!
Kto wie... Może jeżeli przysłużą się kiedyś zostaną Administratorami?

~ Raven

Od Royal'a CD Raven

Był pochmurny i ciemny dzień. Wyszedłem rano ze swojej jaskini. Tak, na prawdę nie była moja, gdyż nocowałem tu tylko tą noc. Wiatr, pomocnik śmierci, mierzwił i targał korony drzew. Od wielu, wielu dni byłem samotny, bez dachu nad głową, bez rodziny.
Westchnąłem i przeciągnąłem się, prężąc grzbiet, niczym kot. Najpewniej pogoda przygotowywała mnie na deszcz. Moje futro falowało na wietrze, jakby ptak trzepoczący skrzydłami. Nie wychodził bym wcale, lecz głód, pustka w żołądku nie dawały za wygraną. Musiałem upolować coś do jedzenia. Nie wiem; sarnę, zająca, lisa lub łosia – cokolwiek! Ostrożnym, jednak pewnym krokiem ruszyłem w kierunku lasu. Napiłem się wody ze strumienia, a potem zwinnie go przeskoczyłem i pobiegłem dalej.
Od razu mój wzrok przykuł dość spora, grupa, utuczona sarna. Przygotowałem się pozycją do skoku. Najeżyłem sierść i wyjąłem kły, by potem wbić je w bezbronne ciało zwierzęcia. Jak błyskawica rzuciłem się na sarnę. Przedziurawiłem jej tchawicę i zabiłem ją, zanim cokolwiek zdążyła z siebie wydać. Zwierzę dostało ostatnich drgawek, a potem padło. Część zjadłem w tej chwili, a resztę zostawiłem sobie na wieczór.
Wieczorem:
Było ciemno i dość zimno. Pff... świetna noc się zapowiada! Pewnie będzie padał deszcz lub zerwie się burza. Wyciągnąłem ostatni kawałek sarny i zacząłem go jeść. Wciągnąłem w płuca świeże, rześkie powietrze i... poczułem obcego wilka. Nastawiłem uszu, a sierść na karku i grzbiecie momentalnie mi się nastroszyła. Skończyłem jeść, gdy zza krzaków wyszła jakaś wadera z łukiem i bez większego zastanowienia dała dość sporego susa i skoczyła, przewracając mnie. Przyłożyła mi ostrze łuku do gardła.
- Co tutaj robisz i kim jesteś!? - krzyknęła z agresją. Uniosłem prawą brew.
- To ja powinienem zadać Ci to pytanie - odparłem spokojnie. Wydostałem się spod jej łap. Odwróciłem się. Jak błyskawica skoczyłem na wilczycę, przewracając ją. Mój pysk znalazł się kilka centymetrów nad jej. Spojrzałem na nią ostro. - Przerwałaś moją kolację, moje rozmyślania. A w ogóle to o której ty godzinie się tu zjawiasz, co? Jest dopiero kilka minut po północy - powiedziałem.
Nagle skoczył na mnie jakiś inny wilk.
- Zostaw alfę! - rzucił się na mnie z okrzykiem triumfu. Powalił mnie uwalniając wilczycę, którą wcześniej przycisnąłem do ziemi. Teraz oboje nade mną królowali. Uśmiechali się zwycięsko.
- Radzę ci po dobroci - opuść tereny mojej watahy! - powiedziała gorzko samica o głębokich błękitnych oczach i ognisto-rudym ogonie.
- Pff... - uniosłem brwi. - Twojej? - spytałem niedowierzająco.
- Tak, mojej - odpowiedziała hardo. Basior patrzyła na mnie z podejrzeniem.
- A macie może wolne miejsca? - zadałem im nieoczekiwane pytanie. Wilki ze mnie zeszły... były zdziwione. Widocznie myślały, że jestem jakimś wrogiem ich watahy.
- Mamy, chyba... - zawahała się wadera. - Na pewno chcesz dołączyć? - zmierzyła mnie wzrokiem. Kiwnąłem z niechęcią głową.
- Dobra,  ech... ja nie mam złych zamiarów, w porządku? - upewniałem się, że mnie rozumieją. - Nazywam się Royal - przedstawiłem się, chcąc przełamać to zakłopotanie.
- Ja Raven - podała mi łapę alfa, ja także odpowiedziałem jej tym samym.
- Rive - westchnął samiec. Starałem się uśmiechnąć, jednak za bardzo mi to nie wychodziło.
- Miło mi was poznać - oznajmiłem poważnie. Raven odpowiedziała mi skinieniem głowy i posłała mi delikatny uśmiech.
- Chodź, oprowadzę cię, a przy okazji poznasz nowe wilki mieszkające w naszej watasze - machnęła kilka razy ogonem. - Rive, idziesz z nami? - zwróciła się do stojącego obok wilka.
- Nie.
- Bynajmniej, ale jak brzmi nazwa waszej watahy? - zapytałem spokojnie bez większego zainteresowania. No, hm... może dla tego, iż zamierzam tu zamieszkać na dużej i trochę rzeczy z przydałoby się wiedzieć.
- Wolves Paradise - wytłumaczyła. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Dlaczego właśnie taka nazwa? - dalej kontynuowałem "pociągający" temat watahy.
- Nie wiem... może dlatego, że są tu piękne tereny - odpowiedziała.
- Na pewno są piękne, tak jak tutejsze wadery - uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią lekko. Staliśmy na wzgórzu. Widać stąd było część wielkiej, efektownej krainy z dzikimi górami i chabrowymi łąkami.
- Może chodźmy dalej? - zaproponowała samica. Kiwnąłem głową. Szliśmy przez pola pełne cudownie pachnącej lawendy. Zerwałem jeden kwiat i włożyłem go Raven za ucho. Wyglądała przepięknie.
- Masz wyjątkowo śliczne oczy - skwitowałem z pewnością w głosie. Wadera się zarumieniła.

<Raven?>

Od Raven

Przebudziłam się o drugiej w nocy. Trzeba było zrobić obchód. Nigdy przecież nie wiadomo, czy ktoś niepowołany nie wtargnął na nasze tereny. Przechadzając się nikogo nie widziałam.
Wiał lekki wiatr. Wyczułam zapach jakiegoś... wilka?
Czyżby ktoś nieproszony? Wyciągnęłam łuk i szłam dalej rozglądając się dookoła.
W oddali zauważyłam ciemnego wilka o zielonych oczach, właśnie jedzącego sarnę.
Bez chwili zastanowienia skoczyłam na niego.
Przewróciłam potężnego basiora i przyłożyłam mu łuk do szyi.
- Co tutaj robisz i kim jesteś?! - wykrzyczałam.

<Royal?>

wtorek, 20 sierpnia 2013

Jak to wszystko się zaczęło.

Raven urodziła się jako jedna z pięciu szczeniąt Lena i Samyi. To ona była tą niechcianą, tą niepotrzebną. W watasze każdy chciał się jej pozbyć. Basior o imieniu Aaron pewnej nocy chciał ją zabić. Lecz ona szybko przebiegła obok niego i zaczęła uciekać. Nie wiedziała dokąd, ale wiedziała dlaczego. Uciekała, bo już nie chciała uczestniczyć w życiu tamtej watahy. Po paru godzinach nieustannego biegu zaczęła opadać z sił. Odpoczęła przy pewnym wodospadzie. Oglądała piękne tamtejsze tereny. Wpadła na pewien pomysł. Skoro nigdzie nie mogła znaleźć sobie miejsca to teraz ona zapoczątkuje nową watahę. Na tych pięknych terenach danych jej przez naturę.